Dolnośląski Festiwal Podróżników - 17 Południk
Ma w sobie „To” coś Pasterka, że przyciąga ludzi ciekawych. W podwójnym tego słowa znaczeniu. Ciekawych świata, innych ludzi, przygód. I przez to ciekawych w samych sobie. Dowodem tej teorii była czwarta edycja Dolnośląskiego Festiwalu Podróżników – "17 Południk", która odbyła się w pierwszy, wrześniowy weekend. Impreza, której głównym organizatorem jest Jarek Michalak wraz ze Stowarzyszenie "Fundus Glacensis" z Kudowy-Zdroju, staje się powoli coraz ważniejszym punktem na mapie „podróży po podróżach”. Jak na każdy dobry festiwal przystało, co jakiś czas zmienia swoje oblicze podnosząc się o poziom wyżej. Nowością w tym roku było (aczkolwiek nie jedyną) miejsce spotkań i prezentacji. Wielki namiot typu igloo, który śmiało mogłyby być "Arktycznym Domem Kultury", rozstawiony na terenie zielonym Ośrodka Wypoczynkowego "Szczelinka".
Najważniejsi są jednak ludzie. I tym razem udało się Jarkowi Michalakowi przygotować zacne "menu". Różnorodne, bogate, zarówno w wartości energetyczne jak i estetyczne. I co najważniejsze w dobrej kuchni, jak mawiają fachowcy - budzące nadal apetyt. Na kolejne spotkania, na kolejne podróże i na kolejny "17 Południk". Sztuka przygotowania odpowiedniego programu jest o tyle trudna, iż niemal w całości intuicyjna. Nie ma gotowych receptur i książek „kucharskich”. I tak jak wielokolorowy i zróżnicowany jest świat, tak bogaty w różne klimaty był nasz festiwal. Różni goście, różne temperamenty i różne sposoby patrzenia na świat.
W festiwalowym namiocie
Każda prezentacja była świadectwem tego, iż nie ma tematów, które się „wyczerpały”. I że ten świat jest tak skonstruowany, że możemy zdobywać go i poznawać co roku na nowo. I że ciągle mamy wspaniałą, mimo iż zmieniającą się publiczność. I że nie ważne skąd i jak do nas ona dociera - czy z Polski, Czech ,czy z Łotwy, czy z Sieradza, czy z Sieradzem, podróżnicy i miłośnicy świata z małych miast i wielkich wsi co roku udowadniają nam, że jest dla kogo robić tę imprezę. A uwierzcie człowiekowi z 25-letnim doświadczeniem i czteroletnim wnukiem - nie zawsze tak jest. Tegoroczny „Południk” był ciekawy dzięki:
- Monice Masaj, która pokazała, iż można być młodą kobietą i jeździć stopem po Afganistanie;
- Piotrkowi Strzeżyszowi, który rowerem przekracza granice nie tylko między krajami, ale i między światami;
- Marcinowi Obałkowi , który pokazał, iż wszystkie drogi tego świata są do pokonania przez trabanty i małe fiaty;
- Renacie Matusiak, dzięki której większość widowni (zwłaszcza męska) żałowała, iż czasy szkolne ma za sobą;
- Ani Gondek-Grodkiewicz, która jest równie piękna jak Jej opowieści i fotografie;
- Piotrkowi Horzeli, który udowodnił, że „leśnik z duszą” znajdzie prace nawet na Antartktyce;
- Robertowi Gondkowi, który pokazał, że ciągle jest jeszcze wiele do odkrycia na tym świecie;
- Emilowi Wittowi, który… jest Emilem Wittem;
- wspaniałej publiczności, która mimo, iż w większości po raz pierwszy na "południku" to dawała (chyba wszystkim) poczucie, iż oto po raz kolejny zjechali się „starzy znajomi”.
W festiwalowym namiocie
Na imprezie nie zabrakło dobrej potańcówki na klimatycznym, legendarnym strychu Schroniska PTTK "Pasterka" i śpiewów przy ogniskach. Odbyła się też wycieczko - spacer, żartobliwie nazwany przez organizatorów „ lajtowo i po płaskim”, co nie do końca było prawdą. Krótka wyprawa po Górach Stołowych, której celem było odnalezienie miejsc, w których kręcono film "Opowieści z Narnii" obfitowała bowiem w błądzenie, kluczenie, "krzaczorowanie" i przedzieranie się z nadzieją na powrót do domu. Niby nic a jednak fajne emocje i spora frekwencja jak na „poranek po”. Aaa.. no i ładne widoki.
Mimo, iż kraj cierpi na niedostatek mapy Pienin udało się ten deficyt zastąpić innymi, ciekawymi podarkami dla publiczności - karnety na spływy pontonowe w Bardzie, mapy, przewodniki, książki podróżnicze i akcesoria turystyczne podarowane przez naszych festiwalowych partnerów i sponsorów. Chyba każdy wyjechał z „czymś”. A według naszych, amatorskich co prawda obliczeń, ludzi przybyło w tym roku o ok. 30 % więcej niż w roku poprzednim. Co na szczęście nie zmieniło charakteru tego wydarzenia. Jest bowiem „17 Południk” w moim odbiorze, jedną z najfajniejszych - kameralnych imprez na poziomie. Może to właśnie dzięki temu mamy (prelegenci i organizatorzy) lepszy kontakt z publicznością. Tak, że już w drugi dzień towarzyszy nam uczucie, iż wokół są sami znajomi. To rzadki stan przy imprezach otwartych. Trudny do zaplanowania i przewidzenia. Tak po prostu ma „17 Południk”.
Nie zawiodła ekipa techniczno-organizacyjna - wolontariusze i działacze "Załogi Górskiej". Sprawdziła się też po raz kolejny, doświadczona w boju obsada Domu Wypoczynkowego "Szczelinka" i Schroniska PTTK "Pasterka". Słowem jest czego gratulować, za co dziękować i… na co czekać za rok. A może i wcześniej, gdyż Jarek, mruczy coś pod nosem o edycji zimowej. A zatem drodzy podróżnicy, bądźcie czujni - kolejny „Południk” jest być może bliżej niż myślicie.
Wojtek Heliński
Fot. Grzegorz Basiński