Izery czy Góry Izerskie? Stare i nowe przemyślenia
Kiedy przed laty po raz pierwszy usłyszałam słowo "Izery" użyte na określenie Gór Izerskich, uznałam je za element swoistej subkultury młodzieży przyjeżdżającej imprezować w schronisku na Orlu czy w "Chatce Górzystów". Synonim dzikich, oddalonych od cywilizacji gór, kojarzących się z wolnością, tak jak niegdyś Bieszczady.
Od tej pory minęło ładnych parę lat, Góry Izerskie dawno straciły swą dzikość, a "Izery" rozpanoszyły się na dobre nie tylko w rozmowach przyjeżdżających tam licealistów, ale również w języku znacznie bardziej dojrzałych mieszkańców tych okolic. O ile trudno się spierać z „głosem ludu”, wciąż niełatwo mi jednak zaakceptować "Izery" w tekstach zamieszczonych na zdawałoby się poważnych stronach internetowych, czy też w profesjonalnych czasopismach poświęconych tematyce sudeckiej. Co więcej, próby kwestionowania poprawności tego określenia spotykają się często z niezrozumieniem i zdziwieniem: "Przecież wszyscy tak mówią" – pada przeważnie odpowiedź. I zaraz wytaczane są argumenty: "Przecież mówi się Karkonosze, a nie Góry Karkonoskie". "Czy powinniśmy mówić zatem o mieście Łodzi a nie po prostu o Łodzi?". "Jeśli archipelag Wysp Bermudzkich określa się jako Bermudy, dlaczego na Góry Izerskie nie można mówić Izery?"
Skoro nie wystarcza argument, że nazwy takiej nie spotkamy na żadnej mapie ani w naukowej publikacji, posłużę się kilkoma językowymi obserwacjami.
Argumentem o Łodzi w ogóle nie ma sensu się zajmować, bo analogią do nazwy Gór Izerskich byłoby "miasto łódzkie", a nie "miasto Łódź". Pozostałym dwóm koncepcjom warto jednak poświęcić chwilę uwagi. Rzeczywiście, mówimy o Karkonoszach, Sudetach, Beskidach czy Bieszczadach, a nie o Górach Karkonoskich, Sudeckich, Beskidzkich czy Bieszczadzkich. Trudno jednak nie zauważyć, że te pierwsze określenia są nazwami własnymi, podobnie jak Ural, Szumawa, Jesioniki czy Czarnohora. Nie są to żadne skróty, ale oryginalne nazwy, nieraz o trudnej do wyjaśnienia etymologii, od dawna używane dla tych grup górskich. Góry Izerskie, natomiast, podobnie jak Góry Kaczawskie, Wałbrzyskie, Bardzkie czy Bialskie, to nazwy przymiotnikowe, nawiązujące do innych nazw terenowych, np. rzek czy miast. Językowo bliższe są im takie określenia jak Kotlina Jeleniogórska, Mierzeja Wiślana czy Wyżyna Krakowsko-Częstochowska. Zatem, przymiotnik "karkonoski" pochodzi od nazwy gór, ale przymiotnik "izerski" pochodzi od nazwy rzeki. Analogia jest więc pozorna.
Również słabo trafiony jest przykład z Bermudami. Oficjalna nazwa wysp w języku angielskim brzmi the „Islands of Bermuda”, a przymiotnik „bermudzki” używany jest w języku polskim, więc trudno się upierać, że Bermudy są skrótem polskiego przymiotnika. Najbliższą Górom Izerskim analogią mogłyby być the Rocky Mountains (Góry Skaliste), skracane jako „the Rockies”. Niemniej jednak, „Rockies” nie jest liczbą mnogą rzeczownika „rock”, od którego pochodzi oficjalna nazwa gór. Gdyby użyć rzeczownika liczby mnogiej, takiego jak „Izery”, nazwa tych gór brzmiałaby “the Rocks” czyli “Skały”. Takim samym skrótem byłyby “Świętokrzyże” (Gór Świętokrzyskie), “Wałbrzychy” (Góry Wałbrzyskie) „Stoły” (Góry Stołowe) czy “Sowy” (Góry Sowie). Rażą? To dlaczego "Izery" czy "Kaczawy" nie rażą, a przynajmniej nie wszystkich? Może dlatego, że każdy wie czym jest Wałbrzych, stół czy sowa, ale nie każdy wie czym jest Izera lub Kaczawa? A może to zwykłe lenistwo i amerykanizacja języka? Pamiętam jak oprowadzani kiedyś przeze mnie Amerykanie, gasząc w upalne lato pragnienie „Staropolanką”, stwierdzili, że powinniśmy eksportować tę wodę do USA, ale najpierw musielibyśmy skrócić nazwę, najlepiej na „Star”. Wtedy z tego się śmiałam, ale dzisiaj nawet nie dziwię się, słysząc, że ktoś idzie po zakupy do „biedry”, albo do „kerfa”. Niedawno zaś dowiedziałam się, że pewna młoda osoba mieszka „na Skło”, czyli przy ulicy Marii Skłodowskiej-Curie.
Nie można zatem wykluczyć, że kiedyś językoznawcy ulegną językowemu zwyczajowi i "Izery" i "Kaczawy" wejdą do oficjalnego słownika jako formy prostsze i łatwiejsze w użyciu niż Góry Izerskie i Góry Kaczawskie. Na razie jednak są to nadal kolokwializmy i zdecydowanie wolę czytać w przewodniku czy czasopiśmie krajoznawczym o Górach Izerskich niż o „Izerach”. Tak samo, jak raziłby mnie komunikat na dworcu kolejowym, obwieszczający że „pociąg z Jelonki do Wrocka wjedzie na tor drugi przy peronie pierwszym”. Choć i tak byłby konserwatywny, bo młodzież jeździ dziś do „Wro”.