Kowary 80 tysięcy lat temu
Otoczenie naszego małego miasta (Kowar) nie zmieniło się znacznie od bardzo dawna. Gdy tereny przy Jedlicy nie były jeszcze dotknięte nogą praczłowieka, rzeka meandrowała po dzikiej puszczy tam, gdzie dziś znajduje się Wichrowa Równia. Niemymi świadkami były wymarłe zwierzęta - niedźwiedzie, orły czy wilki. Tereny porastał głównie las liściasty, bukowy, szlachetny, dorodny i zdrowy. Wyżej, na wysokości ulicy Wiejskiej zaczynał się las mieszany. Świerk zaczynał dominować znacznie wyżej niż możemy to obserwować dzisiaj. Dopiero powyżej Przełęczy Kowarskiej las przechodził w regiel górny z dominującym drzewostanem świerkowym.
Nie istniały żadne drogi, żadne kuźnie, ani nawet jedna kaplica. A kiedy pojawił się człowiek? Kiedy zaczął czynić sobie to miejsce poddanym? O tym chciałbym napisać, o zamierzchłej historii Kowar. Nie chcę jednak powielać utartych schematów o dziejach spisanych w kalendarium jak np. „W 1355 pojawia się pierwsza wzmianka o Kowarach. W 1401 roku ród Schaffgotchów otrzymuje osadę” itd., itp. Takie informacje nie pokazują naprawdę jak żyło się tutaj, jakie problemy mieli tubylcy, jak sobie radzili z przeciwnościami losu, czym się zajmowali, co jedli i pili, jakie zapachy wdychali. Zapraszam Państwa na spojrzenie w przeszłość, przez magiczne okulary, które pokazują, jak zmieniała się okolica, jak zmieniali się ludzie, jak zmieniała się ich mentalność. Patrzymy przez nie, a znikają zabudowania nowych osiedli na ulicach Witosa, Leśnej i Matejki, Alei Wolności, Osiedle Górnicze, itd., aż w końcu nie ma nic oprócz dzikiej przyrody. I tu zaczyna się nasza historia...
Ten pierwszy człowiek, właściwie nie był jeszcze człowiekiem, był bardzo owłosiony. Sylwetkę miał jakby ociężałą i krępą. Miał szeroką szczękę oraz silnie rozwinięte łuki nadczołowe. Nosił futro, na pewno nie sztuczne, bo takie słowa jak lumpex czy sklep odzieżowy nie mieściły się w jego i tak skąpym słowniku neandertalskim, którym się posługiwał. Nie mieszkał nad Jedlicą. Przyszedł pieszo z góry, którą ludzie nazwali później Połom w okolicach dzisiejszego Wojcieszowa. Co tu robił? Szukał żarcia. Dziabnął jednego prajelenia tępym grotem dzidy z kamienia łupanego. Zwierzę broczyło juchą i uciekało. Neandertalczyk nie jadł kilka dni i myśl o solidnej wyżerce powodowała, że cała jego grubo owłosiona klatka piersiowa była mokra od cieknącej śliny. Wiedział, że dopadnie zwierza. Niestety posiłek ciągle się oddalał, udając się na podmokłe tereny Jedlicy na wysokości ulicy Ogrodowej – przypominam, że patrzymy przez okulary, które wymazują nam budynki. W końcu zdeterminowany praczłowiek dopadł rannego prajelenia. Gdy miał zadać ostateczny cios, zwierzę popatrzyło na niego błagalnym wzrokiem. Opisu kończącego życie stworzenia podaruję sobie. Praczłowiek triumfował. Najpierw napił się krwi, potem odkrajał mięso swoim nożem z kamienia łupanego i żarłocznie pochłaniał kolejne kęsy.
Nie wspomniałem, że rąk przed posiłkiem nie mył, nawet o tym nie pomyślał. Nasz bohater mył się dwa razy w swoim życiu. Pierwszy raz jak miał kilka lat jego starszy współjaskiniowiec złośliwie pchnął go z brzegu rzeki Kaczawy do wody ku wielkiej radości pozostałych obserwatorów. Mało nie przypłacił tego życiem, ponieważ dostał gorączki i kilka dni przeleżał w jaskini. Na szczęście jego matka opiekowała się nim troskliwie i instynktownie przykrywała go kożuchami, dawała wodę i czosnek niedźwiedzi, który rośnie do dziś w okolicach Bolkowa. Stąd wzięło się powiedzenie „częste mycie skraca życie”. Drugi raz „umył się” przez swoją nieuwagę, gdy przechodził po zwalonym pniu przez rzekę. Przed nim szła samica z jaskini z drugiej strony Połomu. Wygląd jak wygląd, ale ten zapach tak nim wstrząsnął. Nie dlatego, że tak mocno cuchnęła, ale wyczuł feromony i zapragnął jej. Nigdy tak dobrze się nie czuł i gdyby miał skrzydła, na pewno by się uniósł. Poczuł miłość. Niestety woda ostudziła jego uczucia, a jego wybranka śmiała się do rozpuku, ukazując żółto - brązowe uzębienie z licznymi brakami. Cóż, były to czasy, kiedy nie było publicznej służby zdrowia.
Wróćmy jednak do naszej historii... Solidnie najedzony bohater postanowił zażyć relaksu po wyczerpującym polowaniu i pozwolić swoim oczom na odpoczynek. Położył się wygodnie na starych liściach bukowych i odpłynął do krainy Morfeusza. Znaczy nie wiedział, gdzie odpłynął, ale śnił mu się ten jeleń dorodny. Nagle obudził go niepokojący zapach. Błyskawicznie stanął na równe nogi, oczami i nosem starał się zlokalizować źródło niepokoju. Nie byli to inni ludzie, bo jeszcze homo sapiens nie deptali Matki Ziemi, ale inne zwierzęta. Nie były to dinozaury, bo to nie ta epoka i nie to miejsce. Dinozaurów nigdy w Sudetach nie było. W Jurze i Kredzie Sudety były wyspą odizolowaną od świata tych ogromnych zwierząt. Nasz bohater wiedział, że zapach ścierwa zwabił wilka, a wkrótce zwabi całą watahę. Najszybciej jak się dało, obciął najcenniejsze płaty mięsa w ilości, jaką mógł zanieść do swojej jaskini. Resztę musiał zostawić. I jeszcze jedno. Zaraz jak ruszył, poczuł, że musi pójść tam, gdzie nawet prakról musiał chodzić piechotą. Na wysokości dzisiejszej Jeleniogórskiej zrzucił z siebie skórzane wdzianko, zrobił kilka kroków i zostawił po sobie pierwszą pamiątkę pobytu praczłowieka na terenie naszego przyszłego grodu. Tej pamiątki nie zobaczymy w żadnym muzeum, ponieważ destruenci (małe drobnoustroje i robaki) przerobiły souvenir na żyzny humus.
Jest już późno i zaczynam myśleć o dniu jutrzejszym, o pracy, obowiązkach, podatkach, opłatach, akcyzach, licencjach, składkach, kredytach, umowach, fakturach, zakupach, gwarancjach, rachunkach, korespondencjach, przestrzeganiu prawa, a właściwie lewa, skłóconej bandzie w parlamencie, urzędach, sądach, mandatach, winietach, administracji, itd. A on, nasz bezimienny praprzodek, w lecie musiał pracować zaledwie godzinę dziennie, aby przeżyć jeden dzień i nie miał innych zobowiązań...
Napisana historia jest prawdziwa, ponieważ zrodziła się w wyobraźni autora. Drogi Czytelniku! Jeśli dobrnąłeś do tego miejsca, to jest mi niezwykle miło. Znaczy, że nie było tak źle i że lubisz czytać o dziejach naszego regionu. Już niedługo poznasz historię gwarka spod Rudnika żyjącego w XII wieku. Jak się wtedy żyło? Jak pracowało? Czym się żywiono? Jak wyglądał klimat wczesnego średniowiecza w Sudetach Zachodnich? Jeśli chcą Państwo poznać odpowiedzi na powyższe pytania, zapraszam do lektury w następnym odcinku.
Grzegorz Schmidt
Zobacz także:
Wędrówki po dziejach Doliny Jedlicy