Kowary w 1837 roku

     W roku tym Kowary obchodziły ciekawą rocznicę powitania i ugoszczenia Tyrolczyków, którzy padli ofiarą nietolerancji na swojej ojcowiźnie u stóp Alp pod rządami arcykatolickich Habsburgów. Biedni, pozbawieni ojczyzny górale przybyli w Karkonosze. I to właśnie kowarzanie przyjęli ich do swych domów jako pierwsi. Zapraszam do zapoznania się z mniej znanymi faktami związanymi z ich przybyciem w dolinę Jedlicy.


Dolina Zillertal, z której przybyli Tyrolczycy - www.1837-auswanderer.de
 

     Czy drodzy Czytelnicy zwrócili może uwagę na informacje zawarte w przewodnikach o naszej zachodniosudeckiej ziemi, a dokładniej, jak przedstawiany jest pruski król i jego państwo? Wygląda na to, że państwo pruskie to oaza tolerancji i wolności. Czy to nie kłóci się z naszym wyobrażeniem tego, czego uczono nas w szkołach o bezwzględnej germanizacji w tym jednym z niemieckojęzycznych krajów?  Wówczas w Europie istniało trzydzieści państw niemieckich. Do zjednoczenia Niemiec była jeszcze długa i krwawa droga. Tolerancja w Prusach nie istniała, niemieccy władcy mogliby się jej uczyć od Polaków. W Rzeczpospolitej Obojga Narodów nietolerancja była ścigana prawem (Konfederacja warszawska – 1572 r.). Przejdźmy jednak do faktów.


Tyrolski dom w Mysłakowicach z dziękczynnym napisem ku chwale pruskiego króla
 

     Przejeżdżając przez Mysłakowice ulicą Daszyńskiego, mijamy jeden z wielu domów tyrolskich z  napisem: Gott segne den Koenig Friedrich Wilhelm III – Niech Bóg pobłogosławi króla Fryderyka Wilhelma III. Slogan jest zabiegiem propagandowym. W czasie wojen napoleońskich tenże król schronił się w krzeszowskim klasztorze. Opat dał słowo francuskim żołdakom, że w Krzeszowie nie ma nikogo oprócz cysterskich mnichów. W podzięce król w 1810 roku zsekularyzował dobra zakonne na całym Dolnym Śląsku. Pieniądze ze sprzedaży pomogły mu uratować swój ród od niechybnej klęski. Innym aspektem była walka ze słowiańszczyzną, która nie poddawała się luterańskiej (czytaj pruskiej) germanizacji. Ten tolerancyjny i wrażliwy król przetopił ukradzione z Krakowa polskie złote insygnia królewskie na pruskie monety. Czy to nie było aby barbarzyństwo? W 1817 roku Fryderyk Wilhelm III przeprowadził  reformę w kościele ewangelickim w swoim państwie. Od pokoju  augsburskiego głową kościoła luterańskiego był władca państwa, więc w Prusach był to król. Połączył on odgórnie wszystkie zbory ewangelickie w jedną administrację i wprowadził dla nich ujednoliconą liturgię, doprowadzając do powstania religii państwowej, która miała stać na straży pruskiej państwowości, nie licząc się  z potrzebami duchowymi swoich poddanych. W przyszłości nowo utworzony kościół stał się orężem germanizacji Polaków.

     W 1837 roku w Cesarstwie Austriackim  administracja habsburska przypomniała sobie o kilku protestanckich gminach w tyrolskich Alpach. Urzędnicy zaczęli naprzykrzać się tubylcom, aby przeszli na katolicyzm. Pewien szewc i tkacz Johann Fleidl słusznie uznał, że nie można zmienić wyznania tylko dlatego, że tak podoba się administracji. Jako że miał dużo charyzmy (może chłopskiego uporu), sprzeciwił się temu. Udał się do Berlina i poprosił o opiekę króla Prus. Tego cesarz Franciszek I darować nie mógł. Nie zgadzał się na to, by jego poddani prowadzili politykę antypaństwową. Nie podobało się w pięknym Tyrolu, to dał im wybór -  albo konwertują się na rzymski katolicyzm, albo za 14 dni opuszczą Austrię.


Wypędzeni z Zillertall - obraz Mathiasa Schmida
 

     31 sierpnia 1837 wyrusza pierwsza grupa Tyrolczyków do Prus. 20 września przekracza granicę w Lubawce. Oficjalne przywitanie następuje 12 listopada w kowarskim, niestety już nieistniejącym, kościele ewangelickim przy dzisiejszej ulicy Staszica. Łącznie do Kowar trafiło 416 osób. Tamtej zimy zdecydowano o zimowaniu Tyrolczyków w cieniu Rudnika i Góry Wołowej. Inicjatorką tego przedsięwzięcia i prawdziwą opiekunką była przewodnicząca Towarzystwa Biblijnego, „mateczka z Bukowca”  - hrabina Fryderyka von Reden (za jej sprawą  sprowadzono do Karpacza Górnego kościółek Wang z dalekiej Norwegii).

     Kowarzanie ofiarnie udzielili im schronienia, karmili, dawali mężczyznom pracę w kamieniołomach i w lesie. Kobiety przędły wełnę i len. 74 dzieci uczyło się w szkole w dzień, a wieczorem na zajęcia uczęszczali dorośli, którzy w większości byli analfabetami.  Kowarzanie płacili im za pracę. Tyrolczycy pokazali, że potrafią robić masło i nieznany w Karkonoszach ser podpuszczkowy. Brzmi to wszystko dobrze. Szybko jednak okazało się, że pojawiły się pierwsze problemy. Tyrolczycy nie chcieli chodzić do kościoła. Nie podobała im się liturgia, która bardzo różniła się od tego, co znali z dziada pradziada. Nie zgadzali się z nową interpretacją Pisma Świętego, gdyż znacznie różniła się od dotychczas im znanej – luterańskiej. Niestety 12 listopada zostali przyjęci do Ewangelickiego Kościoła Pruskiego po złożeniu przysięgi. Nie było odwrotu w tej walce o dusze. Spór trwał jeszcze wiele miesięcy, co bardzo zasmucało króla-reformatora.


Przyjazd Tyrolczyków do Kowar w 1837 roku
 

     Na wiosnę 1838 roku przygotowany został plan działań  związanych z nowymi obywatelami pruskimi. Miano ich osiedlić w Mysłakowicach i najbliższej okolicy. Do ówczesnej nazwy Erdmannsdof dodano Zillertal na pamiątkę nazwy doliny, którą musieli opuścić. Zaczęto budować słynne domy tyrolskie. Wtedy okazało się, że w ramach akcji przesiedleńczej dobroduszny król ufundował drewno na budowę i wspaniałomyślnie zwolnił nowych poddanych  z podatków na 2 lub 3 lata. Otrzymali też bezprocentową pożyczkę, którą trzeba było spłacić. Wszystko brzmi pięknie. Jednak po kilku miesiącach Tyrolczycy dowiedzieli się jak będzie się im żyło w kraju ogromnego fiskalizmu nieznanego w ich życiu. Mimo wielu dobrodziejstw zdali sobie sprawę, że Prusy to nie jest kraj mlekiem i miodem płynący. 80 z nich podjęło decyzję o opuszczeniu „gościnnych” Prus i wyemigrowało do Bawarii i Styrii (o zgrozo, katolickich krajów), nawet do odległej Kanady, Australii i Chile. Do końca 1839 roku pozostali wyprowadzili się z Kowar do swoich nowych domów w Mysłakowicach  i powoli zaczęli się asymilować z karkonoskimi góralami.

     Dziś tyrolskich potomków na próżno szukać w Kotlinie Jeleniogórskiej. Po 1945 roku rozpoczęła się akcja przesiedleńcza, w której pobratymcy Johanna Fleidla znowu musieli szukać swojego miejsca na tym łez padole. 10 lat temu w Kowarach odtworzono powitanie Tyrolczyków sprzed 180 lat. W Karkonosze zjechała pokaźna grupa folklorystyczna w ludowych tyrolskich strojach.  Przedefilowała po kowarskiej starówce, została przywitana przez hrabinę von Reden (odgrywaną przez kowarzankę Agnieszkę Kolaszt – Zdzieniecką), a na koniec oddała salwę z historycznych strzelb. Wszystko to odbyło się w formie jesiennego pikniku z uśmiechem na twarzach wszystkich zgromadzonych.

     W tym roku w Kowarach nie było nikogo, kto by chciał celebrować rocznicę powitania religijnych uchodźców z Tyrolu. Rocznica została upamiętniona za to przez Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu okolicznościową wystawą. 

Grzegorz Schmidt
CMS by Quick.Cms| Projekt: StudioStrona.pl