Legenda o piekielnej dolinie

Legenda o piekielnej dolinie koło zamku Chojnik, diable i kogucie

     Najstarsi ludzie tego już nie pamiętają, który to z panów na Chojniku zapragnął wznieść kamienny most, aby połączyć nim zamek z górą Żar. Nie piszą też o tym uczone księgi, albo zamkowe kroniki, tych bowiem nie ma, spaliły się zapewne w czasie pożaru w roku 1675. Jednak ludzie, którzy mieszkali w pobliżu spalonego zamczyska, przekazywali sobie podanie o tym, jak powstała Piekielna Dolina.

     Wiele lat pan na Chojniku nosił się z zamiarem wzniesienia mostu, ale sam nie potrafił tego dokonać. Zwątpił już w to, że zrealizuje swoje marzenie, aż tu pewnego poranka do zamkowej bramy zapukał dziwny jegomość. Ubrany był szykownie, nosił trójkątny kapelusz, którego nigdy nie ściągał z głowy, buty miał jakieś inne, jakby kopyta kozła i coś jeszcze z tyłu, co skwapliwie zakrywał.

     Przybyłego powitał władca zamczyska i spytał, co sprowadza go w jego skromne zamkowe progi. Ten rzekł mu śmiało:

     – Słyszałem, Panie, że pragniesz wznieść most ogromny.

     – O, tak! Ale nie mam inżyniera, który mi go zaprojektuje i majstra, który go wzniesie.

     – Ja jestem, Panie, i inżynierem, i majstrem w jednej osobie.

     – Jak się zwiesz przybyszu?

     – Jestem Rokitiusz Czartogórski.

     Gospodarz długo opowiadał przybyszowi o swoich zamiarach. Ten słuchał z uwagą i wreszcie rzekł:

     – Panie! Jakem Czartogórski, przyrzec mogę, że zaprojektuję dla ciebie taki most i wzniosę go w ciągu jednej nocy.

     Ten zdziwił się i spytał:

     – Jak to możliwe, przecież nikt w całych Górach Olbrzymich nie potrafi tego zrobić?

     – Nikt może nie, ale ja tak. Ja potrafię to uczynić.

     – A jaką zapłatę chcesz, panie Czartogórski?

     – Nie chcę pieniędzy, ale o tym się dowiesz, jak wykonam swoją robotę. Jeśli przyrzekniesz mi, że się zgodzisz, to niebawem ruszam do dzieła.

     – Och, zgodzę się na wszystko, czego żądasz.

     – Cieszę się bardzo, nawet nie wiesz, panie, jak bardzo. Mam tylko jedną prośbę, gdy nocą będę pracował, a zastać może mnie świtanie, żaden kur nie ma prawa zapiać, by powitać poranek. To mój warunek.

     – Masz moje słowo – rzekł pan na Chojniku. – To kiedy zaczniesz?

     – Jutro o zmierzchu przybędę tutaj, by spełnić twoje marzenie.

     To rzekłszy, kłaniał się i, idąc tyłem , tak by nie pokazywać swych pleców (i nie tylko), opuścił zamczysko. Burgrabia dumał przez chwilę i rzekł do dowódcy zamkowej straży:

     – Weź ludzi z tuzin, albo i dwa jak potrzeba będzie, i zarekwiruj wszystkie koguty w całej okolicy, a później zabij je, niech ludność okoliczna rosołu dzisiaj nagotuje.

     – Ależ Panie, przecież szkoda zwierząt.

     – Milcz i rób, co ci każę!

     Zbiegli przeto żołnierze i wszelacy parobkowie z góry w dolinę, by dokonać tego strasznego dzieła. Całą tę rozmowę słyszała kuchenna Agata, która usługiwała, warząc strawę dla pana swego i jego załogi. Była to niewiasta kształtów bardzo pełnych, nawet o wiele za bardzo pełnych. Mówiono o niej, że choć szorstka bardzo jest w obejściu, to serce ma dobre i każdego potrzebującego pod swoją pierzynę przygarnie.

     Słyszał tę rozmowę jeszcze ktoś – stary wysłużony kogut Karkonoszek, który chodził stale po zamkowym obejściu, pilnując swoich kurek. Przerażony pobiegł do Agaty i spojrzał na nią ze strachem. Agacie żal się zrobiło ptaka, chociaż nie bardzo go lubiła, bo kłamczuch był wielki i wiele innych wad jeszcze posiadał, lecz dobrotliwa niewiasta postanowiła uratować nieszczęśnika. Schowała go pod swoją pierzynę i kazała milczeć.

     Na drugi dzień wieczorem przyjechał na zamek pan Czartogórski. Przywiózł materiały przeznaczone do budowy mostu. Gdy się ściemniło, zabrał się szybko do pracy. Robota paliła mu się w rękach i było widać, że pracując w takim tempie, do ranka most zbuduje.

     Tymczasem w zamku, w pomieszczeniu dla służby kuchennej, Agata układała się do snu. Położyła się do łożnicy i chciała zapewne zasnąć snem sprawiedliwym, ale Karkonoszek nie dawał jej zamknąć zmęczonych powiek, wiercąc się niemożebnie i szturchając ją. Było już długo po północy i zbliżał się niechybnie poranek. Wtem z Agacinej łożnicy wyskoczył radośnie kogut, wskoczył na parapet okna i z całych sił radośnie zapiał.

     Nagle góra Chojnik cała zaczęła drżeć i rozległ się potężny huk. Ukończony już prawie most runął z łoskotem w dolinę. Pan Czartogórski uciekł w popłochu i więcej nie pojawił się już na zamku. Burgrabia Chojnika zaniechał na zawsze budowy mostu. Po całym tym zdarzeniu pozostała tylko legenda i skały leżące w dolinie, odtąd zwanej Piekielną Doliną.

Od Liczyrzepy usłyszał, spisał i trochę zmyślił Grzegorz Wojciechowski
Artykuł pochodzi z czasopisma "Sudety", nr 171 (maj-czerwiec) / 2019

 

Zobacz także:
=> czasopismo "Sudety" w Sudeckiej Księgarni Wysyłkowej 

CMS by Quick.Cms| Projekt: StudioStrona.pl