Orfeusz i Eurydyka: pięknie o miłości, śmierci i cierpieniu
W obecnym sezonie artystycznym Opera Wrocławska zaskakuje swoich widzów dużą ilością proponowanych przedstawień premierowych. W ostatnich miesiącach mieliśmy ich kilka, 16 grudnia kolejną (dzieło Christopha Willibalda Glucka "Orfeusz i Eurydyka"), a to jeszcze nie koniec w 2017 roku, bo dzień przed Sylwestrem miłośnicy opery mogą szykować się na artystyczną ucztę w postaci spektaklu Leonarda Bernsteina, zatytułowanego "Kandyd".
Grudniowa premiera "Orfeusza i Eurydyki" była ważnym wydarzeniem na kulturalnej scenie Wrocławia przynajmniej z kilku powodów. Warto zauważyć, że na Placu Wolności, który przylega do Opery, znajduje się popiersie tytułowego bohatera, a sąsiad Opery – Narodowe Forum Muzyki – ogłosiło właśnie konkurs wśród mieszkanek Wrocławia na postać jego partnerki, Eurydyki. W samym przedstawieniu bierze z kolei udział Wrocławska Orkiestra Barokowa NFM, co jest kolejnym dowodem dobrych stosunków pomiędzy oboma instytucjami, sąsiadującymi ze sobą przez wspomniany plac. To świetne posunięcie, bo muzyki napisanej w okresie baroku najlepiej słucha się, gdy jest prezentowana przez muzyków grających na historycznych instrumentach.
W przedstawieniu zaskakuje niemal wszystko, przede wszystkim scenografia, która widzom rzuca się w oczy od razu po wejściu na widownię. Utwór Glucka powstał w połowie XVIII wieku, a tymczasem na scenie widzimy wnętrze współczesnego mieszkania, obszerne łóżko w nowocześnie urządzonej sypialni, a za oknem wieżowce dużego miasta. Również główni bohaterowie nie są XVIII-wiecznymi kochankami, lecz postaciami nam współczesnymi. Treść pozostaje jednak niezmienna, a targające głównym bohaterem uczucia po stracie ukochanej osoby – ponadczasowe.
Mariusz Treliński, reżyser spektaklu, zinterpretował dzieło Glucka na swój specyficzny, trzeba dodać, że niezwykle udany sposób, który pozwala widzom na dostrzeżenie w XVIII-wiecznym utworze nawiązania do współczesnych nam czasów, do własnych doświadczeń, a przede wszystkim przeżyć, które nikomu nie są obce. To piękna opowieść o miłości, śmierci i rozpaczy, rzeczach które dotykały ludzi kiedyś, dotykają i dzisiaj, są więc wolne od obciążeń czasu, są uniwersalne. Akcja nie dzieje się naprawdę, dzieje się w umyśle Orfeusza, bo przecież powrót ze świata umarłych nie jest możliwy. Orfeusz wyrywa z tego świata swoją ukochaną Eurydykę, ale nie potrafi sprostać zasadom, których się podjął, więc ją ponownie i tym razem na zawsze traci.
Z kilku premier, które miałem przyjemność obejrzeć w tym roku w Operze Wrocławskiej, spektakl „Orfeusz i Eurydyka” należy do ścisłej czołówki w moim prywatnym, jak najbardziej subiektywnym rankingu. Zachwycają nie tylko dojrzałe partie solistów, ale również ich gra aktorska, a przede wszystkim różnorodność form wyrazu, jakie zastosował Mariusz Treliński w przedstawieniu. Całość komponuje się w niezwykle ciekawe przedstawienie, co mogę z czystym sumieniem poświadczyć i polecić: „Orfeusza i Eurydykę” w Operze Wrocławskiej naprawdę warto zobaczyć!