Schronisko, w którym straszy...
Pierwsze budynki Kesselschlossbaude, lata 1915-1920 (źródło: fotopolske.eu)
Niewielka wieś Kotlina, leżąca na północno-wschodnim zboczu góry Kocioł na Grzbiecie Kamienickim, położona zaledwie 6 kilometrów do Świeradowa-Zdroju, skrywa na swoim terenie ruiny po niegdyś jednym z najpiękniejszych schronisk w Górach Izerskich i Karkonoszach.
Przed II wojną wieś ta nazywała się Kessel (czyli Kocioł). Według legendy odkrycie tego miejsca zawdzięczamy Bolesławowi IV Kędzierzawemu (1122–1173), który był księciem mazowieckim, śląskim, sandomierskim i krakowskim. Władca wraz ze swoimi rycerzami zapuścił się w te okolice na łowy i tak urzekły go otaczające góry, piękno przyrody, czysta górska woda, a przede wszystkim duża ilość zwierzyny łownej w lasach, że postanowił wznieść wśród skałek zameczek myśliwski, który nazwał Kocioł (po niemiecku Kesselschloss). Brakuje jednak dowodów, czy taki budynek istniał naprawdę.
Na założenie osady na zboczu góry trzeba było czekać do początku XVI-wieku, kiedy to w sąsiednich wsiach intensywnie rozwijało się górnictwo, a na te tereny przybywali ludzie szukający pracy. Inna z legend mówi, że w XVII wieku w osadzie przebywał hrabia Schaffgotsch, którego zatrzymała ulewa. Deszcz padał nieprzerwanie przez osiem dni i hrabia postanowił zmienić nazwę wsi na Regensberg (Deszczowa Góra), jednak nazwa ta nie przyjęła się wśród miejscowych i szybko wrócono do starej nazwy. Gdy pod koniec XVIII wieku górnictwo w rejonie Bad Flinsberg (Świeradowa-Zdroju) zaczęło upadać, mieszkańcy Kessel zajęli się hodowlą zwierząt i tkactwem i dopiero rozwój turystyki w Górach Izerskich pod koniec XIX wieku przyniósł poprawę ich poziomu życia. Wieś leżąca blisko Świeradowa-Zdroju – popularnego kurortu, oferowała turystom piękne widoki, urokliwe ścieżki, obcowanie z przyrodą i więcej ciszy niż w miasteczku.
W 1903 roku na zboczu góry Kesselberg (ob. Góra Kocioł), na wysokości 721 m n.p.m., wybudowano schronisko turystyczne z gospodą. Szybko zyskało popularność i stało się częstym celem wycieczek ze Świeradowa-Zdroju, a droga do niego była znacznie mniej forsowna niż wspinanie się na górskie szczyty. Miejsce to na stałe wpisało się w kanon obowiązkowych do odwiedzenia miejsc w okolicach uzdrowiska. W latach 20. XX wieku Brunon Rösch – właściciel schroniska, znacznie rozbudował obiekt i zmienił go w górski hotel. Powstały dodatkowe budynki, a całość utrzymana była w stylu sudecko-bawarskim. Rösch reklamował swój hotel jako najpiękniejsze schronisko w Górach Izerskich i Karkonoszach. Patrząc na przedwojenne pocztówki i zdjęcia całość robiła wrażenie.
Murowane, piętrowe budynki kryte były czterospadowym dachem, z którego wyłaniały się okna pokoi na poddaszu. Jeden z budynków miał łukowate podcienia, dodające lekkości konstrukcji, zaś ściany tworzył mur szachulcowy, czyli drewniane ściany szkieletowe wypełnione gliną wymieszaną ze słomą czy trocinami. Prawdziwą wisienką na torcie, uznawaną za architektoniczną perełkę, była piękna jadalnia o powierzchni 160 m², urządzona w śląskim stylu, której podłogę zdobiła modrzewiowa mozaika.
W 1930 roku kompleks powiększył się o jeszcze jeden obiekt. Na końcu alejki spacerowej wybudowano Dom Wypoczynkowy Berlińskiej Kasy Chorych Berlin-Tempelhof, który nazywano zameczkiem. Wkrótce Berlińska Kasa Chorych przejęła zarządzanie całością obiektu, także schroniskiem Röscha, który składał się z trzech piętrowych budynków oraz pięciu gospodarczych. Miejsce to nadal służyło turystom jako hotel i dom wypoczynkowy. Miejsce to było chętnie odwiedzane przez turystów i kuracjuszy wybierających się na spacery z uzdrowiska. Rozbudowa obiektów świadczy o tym, że zarządcy nie mogli narzekać na brak gości, którzy zachwycali się widokiem, który rozciągał się z okien hotelu.
Jedno z pomieszczeń w Kesselschlossbaude, 1930 r. (źródło: fotopolska.eu)
Wybuch II wojny światowej zastopował turystyczną prosperitę. Swoją siedzibę w górskim kurorcie znalazł Nationalsozialistische Volkswohlfahrt, czyli Narodowo-Socjalistyczna Ludowa Opieka Społeczna, której celem miała być przede wszystkim pomoc kobietom i dzieciom. Instytucja ta uczyła kobiety jak być dobrą gospodynią – organizowała kursy gotowania czy właściwego odżywiania w czasie ciąży, a także przygotowywała przyszłe matki do opieki nad noworodkiem. Jednak kilku świadków historii i tych, którzy w czasie wojny przebywali dobrowolnie czy od przymusem w okolicach Świeradowa-Zdroju wspominają, że działał tam jeden z ośrodków Lebensborn. Stowarzyszenie „Lebensborn e. V.” oficjalnie było organizacją charytatywno-opiekuńczą, które miało wspierać niezamężne kobiety w ciąży, oferując im dach nad głową, opiekę i możliwość oddania dziecka do adopcji. Oczywiście pomoc ta zapewniona była tylko „czystym rasowo”, aryjskim kobietom. Na początku lat 40. XX wieku, gdy wojna już trwała i oczywistym było, że wielu żołnierzy polegnie na froncie, Himmler wydał tzw. rozkaz do ostatnich synów, w którym wzywał bezdzietnych esesmanów (nieistotne, czy byli żonaci czy nie) do płodzenia dzieci. Żołnierze byli ściągani z frontu do ośrodków Lebensborn, gdzie czekały na nich młode „czystokrwiste” kobiety, gotowe rodzić dla ojczyzny lub do tego zmuszane. Podobno w czasie wojny postawiono przy dawnym schronisku 12 komfortowo urządzonych domków, w których aranżowano spotkania młodych dziewcząt z niemieckimi żołnierzami, którzy urlop spędzali w Kesselschlossbaude. W wyniku tych schadzek rodzić się miały „czyste rasowo”, aryjskie dzieci, wychowywane przez państwo. W tamtym czasie do ośrodka doprowadzone były sieci elektryczna i telefoniczna.
W 1944 roku do Kesselschlossbaude trafiła grupa Polaków, którzy dostali się do niewoli po upadku powstania warszawskiego. Skierowano ich tutaj do pracy przymusowej w kopalni kasyterytu – rzadkiego minerału zawierającego cynę i wykorzystywanego w jubilerstwie.
Po wojnie dawny hotel na krótko stał się domem wypoczynkowym Wojewódzkiej Rady Narodowej, a następnie został przekształcony w ośrodek Związku Harcerstwa Polskiego. Jeszcze do początku lat 80. XX wieku organizowano tam obozy harcerskie, ale stan techniczny nieremontowanego budynków pogarszał się. Po zmianach ustrojowych dawny Kesselschlossbaude sprzedany w prywatne ręce, popadł w ruinę i dzisiaj możemy oglądać tylko marne resztki niegdyś jednego z najpiękniejszych schronisk w Górach Izerskich.
Nie brakuje jednak chętnych, którzy na własne oczy chcą zobaczyć to, co zostało z pięknego obiektu i szukają śladów przeszłości. W prasie i w internecie można natknąć się na opowieści osób, które w dawnym schronisku i byłym ośrodku Lebensborn widziały…ducha!
W 2015 roku w „Nowinach Jeleniogórskich” ukazał się artykuł, w którym przytoczono m.in. historię przewodnika sudeckiego i pisarza Jarosława Szczyżowskiego. Regionalista i jego towarzysze chcieli zbadać pozostałości dawnego domu wczasowego pod kątem śladów działalności ośrodka Lebensborn. Robili szczegółową dokumentację fotograficzną, zapuszczając się w różne zakamarki i piwnice dawnego ośrodka. Szczyżowski wspomina:
O zrobionych w ośrodku zdjęciach na jakiś czas zapomnieliśmy, dopiero później przyszło nam przeglądać je na komputerze. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy podczas katalogowania fotografii – ujrzeliśmy na jednej z nich postać rozebranej do połowy kobiety, stojącej na tle piwnicznego muru! – dodaje sudecki przewodnik. – Analizowaliśmy to zdjęcie, pytaliśmy o opinię fachowców w dziedzinie fotografiki i przyznać muszę, że nikt nie potrafił wyjaśnić zjawiska w sposób zadowalający. Sam wybrałem się ponownie w to miejsce, aby uważnie przyjrzeć się uwiecznionym na zdjęciach ścianom. Szukałem odbarwień, które w obiektywie aparatu ułożyć mogły się w postać kobiety, ale niczego takiego nie znalazłem. Kilka z zapytanych później o opinię osób – twierdziło zgodnie, że zrobiliśmy zdjęcie duchowi – sugerując iż miejsce to faktycznie nawiedzane jest przez zmarłe tam niegdyś kobiety.
Czy faktycznie w dawnym Kesselschlossbaude można spotkać duchy? Najlepiej przekonać się samemu...
Karolina Matusewicz-Górniak - fragment książki "Sekrety Gór Izerskich"
Artykuł za zgodą wydawnictwa Księży Młyn