Zbrodnia wciąż nieukarana
Ta zbrodnia 20 lat temu wstrząsnęła całą Polską. Ania i Robert, wrocławscy studenci, zostali zastrzeleni z zimną krwią na turystycznym szlaku w Górach Stołowych, zaledwie kilkaset metrów od Karłowa. Chłopak został zabity dwoma strzałami w głowę, dziewczyna jednym - między oczy. Anna Kembrowska i Robert Odżga byli studentami Akademii Rolniczej we Wrocławiu. 15 sierpnia wyszli na szlak. Planowali dojść pieszo na obóz naukowy, którego Anna była organizatorką. Mieli na to trzy dni.
Drugą noc (z 16 na 17 sierpnia) spędzili w Dusznikach-Zdroju. To właśnie stamtąd, 17 sierpnia o godzinie 10.00 Ania zadzwoniła z budki telefonicznej do rodziców i powiedziała, że właśnie wyrusza z Robertem do Karłowa. Później ślad po nich zaginął. Gdy następnego dnia nie zgłosili się, na obozie zaczęto się niepokoić i zawiadomiono rodziców Roberta, którzy mieszkali w Międzylesiu. To oni poprosili o pomoc GOPR i policję.
Rozpoczęły się poszukiwania. 27 sierpnia po godz. 16.00 pies jednego z ratowników GOPR znalazł zwłoki studentów kilka metrów poniżej Narożnika. Wokół unosiła się mdła woń rozkładających się ciał. Leżeli dziesięć metrów od siebie. Oboje mieli ściągnięte do kolan spodnie.
Podczas sekcji zwłok okazało się, że mają przestrzelone głowy. U Roberta stwierdzono dwa postrzały. Anna zginęła od jednego strzału, między oczy. To było wykonanie wyroku – strzały w tył głowy oraz między oczy. Ktoś zrobił to z pełną świadomością. W odległości około kilometra od miejsca, gdzie leżały ciała, znaleziono plecaki zamordowanych studentów. Zginęły: zegarek z napisem „25 lat ZNP”, własność mamy Anny, aparat fotograficzny Zenit i dziennik dziewczyny. Zginął też namiot, karimaty, dokumenty oraz około 200 zł.
W sumie przesłuchano kilkaset osób. Tylko w ciągu pierwszych dwóch tygodni ustalono około 100 świadków. Także tych, którzy feralnego dnia słyszeli zabójcze strzały. Według ich zeznań, do zabójstwa doszło między godziną 12.00 a 13.00. Padł strzał, później przeraźliwy krzyk kobiety, po 2-3 sekundach kolejny strzał i kolejny krzyk kobiety. Następnie kilka sekund ciszy i trzeci strzał.
Dość szybko odnaleziono małżeństwo z Oleśnicy, które nocowało w hotelu Traper w Dusznikach. Właśnie w tym budynku mieli widzieć Anię i Roberta dzień przed ich śmiercią. Studenci pytali o nocleg. Stwierdzili, że jest zbyt drogo i wyszli. Był z nimi mężczyzna, blondyn z włosami do ramion. Miał koszulę w czerwono-czarną kratę i wojskowy plecak. Sporządzono portret pamięciowy blondyna, który towarzyszył studentom. Był opublikowany w prasie, w telewizji, także w Czechach, a przez Interpol również w krajach ościennych. Wpływały różne informacje, ale żadna z nich nie była prawdziwa. Śledczy przyjęli, że gdyby blondyn nie miał związku z zabójstwem, to sam zgłosiłby się jako świadek.
Policjanci ustalili, że w 1997 roku nie było w Dusznikach zlotu neonazistów. Przyjęto jednak, że mogła tam być grupa przygotowująca taki zlot. Pojawił się też motyw zabójstwa. - Ustaliliśmy, że 17 sierpnia 1987 roku, dokładnie 10 lat przed zabójstwem studentów, w berlińskim więzieniu samobójstwo popełnił Rudolf Hess, ostatni hitlerowski więzień. To zaczęło się łączyć: obozy, blondyn z portretu, ludzie w moro i jeszcze dziesiąta rocznica śmierci Hessa – mówi Janusz Bartkiewicz, emerytowany oficer policji, który przed 20 laty prowadził sprawę. Jego zdaniem wciąż są szanse na rozwiązanie sprawy i złapanie winnych.