Zima w Górach Sowich
Wreszcie. Kilka dni temu jesienio-zima w końcu pokazała swoje lepsze oblicze. Po długich opadach deszczu pojawiło się słońce. Jest też śnieg, ale tylko w górach, więc postanowiłem wybrać się w te najbliżej położone Wrocławia - w Góry Sowie. Prognoza pogody była bardzo zachęcająca - prawie bezchmurnie. Jedynie trochę chmur o bardzo małym pokryciu na niskiej wysokości. To trochę, w rzeczywistości stanowiło istotną różnicę. Powietrze było wilgotne, co ograniczało widoczność. Do tego bezwietrznie - w mijanych miejscowościach robił się smog. Gdy skręciłem w Przerzeczynie-Zdroju w kierunku Piławy Górnej, po przejechaniu kilkuset metrów, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, powietrze stało się w pełni przejrzyste. Droga była lekko pod górę. Wystarczyło więc wjechać kilkadziesiąt metrów ponad poziom doliny i świat zaczął wyglądać zupełnie inaczej.
Pachnące powietrze
Na samym początku Piławy Górnej, przed pierwszymi zabudowaniami, na granicy lasu i łąki, znajduje się droga prowadząca na wierzchołek pobliskiego wzniesienia. Nazywa się Grzybowiec. Jest tam platforma widokowa. Nie mogłem sobie odmówić wizytacji tego miejsca również tym razem. Będąc już na wierzchołku wzniesienia nawiązałem po raz pierwszy tego dnia kontakt wzrokowy z Górami Sowimi. Widać było, że jest w nich śnieg. Spodziewałem się, że już na tych wzgórzach, na przedgórzu będzie, ale nie było. Za to było bardzo rześkie, wręcz pachnące powietrze. Czegoś takiego nie uświadczy się w mieście. Choćby z tego powodu warto wybrać się nawet w zimie na wycieczkę.
Niespodziewane odkrycie
Przed Bielawą skręciłem w miejscowości Myśliszów na drogę prowadzącą do Ostroszowic. Chciałem zobaczyć, dokąd prowadzi, może coś ciekawego się zobaczy. Mój instynkt podróżniczy mnie nie zawiódł. Po drodze mijałem ładnie położone nowo wybudowane domy, które usytuowane były aż do granicy lasu, do wysokości około 430 m n.p.m. Ich mieszkańcy mają ładne widoki. Po wjechaniu do lasu czekała na mnie niespodzianka. Przy samej drodze znajdowała się platforma widokowa, o której wcześniej nie miałem pojęcia. Usytuowana jest na stoku wzgórza Wrona. Znowu ładny widok na Góry Sowie, tym razem z bliższej odległości. I zupełna cisza. Aż nie chciało się stamtąd odjeżdżać.
Bogactwo punktów widokowych
Bielawa jest miastem z największą ilością punktów widokowych spośród miast, które znam. W samej Bielawie widoki można podziwiać z kilku tarasów widokowych wieży kościoła Wniebowzięcia NMP, z Łysej Góry, ze wzniesienia koło cmentarza, na którym znajduje się krzyż, z wieży widokowej na Górze Parkowej, z wału Zbiornika Sudety, z drogi rozpoczynającej się na końcu ulicy Korczaka, biegnącej na granicy lasu, którą prowadzą szlaki rowerowe. Są także platformy widokowe znajdujące się w pobliżu Bielawy. Ta, którą odkryłem, oraz druga, na Kocim Grzbiecie, na który prowadzi zielony szlak, do którego można dotrzeć ulicą Nowobielawską.
Piękna panorama
Skierowałem się na Pieszyce, a stamtąd na Przełęcz Walimską. Już od podnóża gór była ciągła pokrywa śnieżna. Na przełęczy, jak zwykle w weekend, bardzo dużo samochodów. Prawdopodobnie większość osób wybierała się stamtąd na Wielką Sowę. Ja poszedłem wydeptaną w śniegu ścieżką w przeciwnym do wjazdu na parking kierunku. Bywałem tam wielokrotnie, najczęściej w lecie. Prowadzi tamtędy do Glinna niebieski szlak. Już po pierwszych krokach rozpoczynają się ładne widoki. Śnieg był ubity, ale tylko na początku. Nie były jego jakieś ogromne ilości, jakieś 20-25 cm. Idąc dalej trasa była przetarta, były ślady. Idąc nimi nie zapadałem się w śniegu. Choć szło się już mniej komfortowo. Jednak na krótkim dystansie to nie problem, a przy tym to dobry sposób na aktywność fizyczną. Po około 300 m doszedłem do wybitnego punktu widokowego. Panorama jest piękna. Widać stamtąd niemalże całe Góry Wałbrzyskie, góry i wzgórza w okolicy Zagórza Sląskiego, Świdnicę.
Prawdziwa zima
Po powrocie do samochodu pojechałem przez uroczo wyglądającą o tej porze roku dolinę, w której znajduje się Glinno. Zresztą na wiosnę i w lecie jest tam równie pięknie. Przed Zagórzem skręciłem na Walim i dojechałem do Rzeczki, do Przełęczy Sokolej. Zaparkowałem tam, choć jeszcze godzinę wcześniej, jak powiedział parkingowy, nie było to możliwe. Dowiedziałem się od niego, że w weekendy nie znajdzie się tam miejsca od godz. 9.30 do 15. Natomiast w inne dni jest lepiej, znajdzie się o każdej godzinie. Przyczyną popularności tego miejsca jest kilka działających wyciągów narciarskich i dużo śniegu. Tak na oko było go tam co najmniej 40 cm. Wybrałem się na spacer drogą wyrównaną prawdopodobnie przez ratrak, prowadzącą w kierunku Wielkiej Sowy. Tu można było poczuć prawdziwą zimę. Na drodze widziałem rowerzystę. Jazda rowerem na ubitym śniegu to całkiem dobry pomysł. Bieżnik opon roweru górskiego wgryza się w śnieg zapewniając dobrą przyczepność. Jedzie się prawie jak po asfalcie. Należy tylko odpowiednio się ubrać.
Którędy z powrotem?
Wracałem przez Bielawę. Było już ciemno, więc postanowiłem zobaczyć ją z góry, oświetloną, i w tym celu wjechałem na znajdującą się w jej granicach Łysą Górę. Widok był ładny, polecam. W Łagiewnikach wjechałem na drogę prowadzącą z Kłodzka do Wrocławia. W niedzielę wieczorem wracają nią z gór osoby wybierające się w nie w celach turystycznych. O tej porze roku są to przede wszystkim narciarze wracający z Zieleńca i ośrodka Czarna Góra w Siennej. Z tego powodu na obwodnicy Jordanowa Śląskiego, ze względu na skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną, w każdą niedzielę tworzy się korek. Dlatego skręciłem w drogę prowadzącą przez miasto, dzięki czemu zaoszczędziłem trochę czasu.
Jeszcze większy korek w niedziele rozpoczyna się w Kobierzycach. Powodem są kolejne światła - w Magnicach, kilka kilometrów przed Wrocławiem. Tym razem już ruch bardzo spowolnił daleko przed Kobierzycami. Kiedyś korek ten omijałem wybierając dwie alternatywne trasy, ale nie były najlepsze. Tym razem postanowiłem skręcić w lewo, w drogę nr 346, prowadzącą w kierunku Kątów Wrocławskich. I to jest moim zdaniem trasa, którą można polecić. Ruchu praktycznie tam nie było. Gdy dojechałem do Gniechowic, skręciłem w prawo w drogę nr 35, prowadzącą ze Świdnicy do Wrocławia. Ruch na niej też był niewielki. Przejechałem 6 kilometrów więcej, co w porównaniu z sytuacją, gdy w Magnicach nie ma korka, wydłuża drogę o koło 5 minut. Jednak w tym przypadku zaoszczędziłem znacznie więcej czasu, bo nie stałem w ogromnym korku.
Śnieżnych zim na nizinach zachodniej Polski praktycznie już nie ma. Dlatego warto wybrać się w góry, gdy jest w nich już śnieg, do czego zachęcam. Nie tylko na narty, ale również po to, aby pochodzić, podziwiać widoki w zimowej scenerii i doświadczyć zimą klimatu zimy.