Jak smakuje modernistyczne miasto?
Na wrocławskim Nowym Targu wyrosła nie tak dawno niezwykła budowla. O szklanym pawilonie, który na kilka miesięcy stanie się jednym z centrów Europejskiej Stolicy Kultury pisaliśmy w artykule „Pawilon Czterech Kopuł na pożarcie”. Oficjalne otwarcie w najbliższy piątek, 22 kwietnia, ale już dzisiaj można było posmakować, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu, pierwszej instalacji, jaka zagościła wewnątrz pawilonu. Były to cukiernicze modele dzieł znanego architekta Hansa Poelziga, zarówno te, które możemy podziwiać do dzisiaj, jak i te, które zostały zniszczone w wyniku działań wojennych, czy dzieła nigdy niezrealizowane.
A kim był Hans Poelzig? Urodził się w ostatni dzień kwietnia 1869 roku. Encyklopedie mówią o nim, że był modernistycznym architektem, w wielu swych pracach wyprzedzającym epokę, w której przyszło mu żyć. Ale był również artystą pracującym dla potrzeb filmu i teatru, projektując scenografie do przedstawień, wystrój teatrów oraz architekturę, która potem tworzyła tło dla uznanych przez krytykę filmów.
Pracował przede wszystkim w Berlinie, swoim rodzinnym mieście, w którym się urodził i w którym zmarł 14 czerwca 1936 roku. Jego prace znajdziemy jednak także poza stolicą Niemiec, chociażby we Wrocławiu, Poznaniu, czy szerzej: na Dolnym Śląsku. Warto wymienić przynajmniej kilka z nich: konserwacja i rozbudowa ratusza w Lwówku Śląskim, remont kościoła św. Jana Apostoła w Oleśnicy, kościoła ewangelickiego w Malczycach, czy projekt nieistniejącej już dzisiaj wieży wodnej z halą targową w Poznaniu. W samym Wrocławiu mamy kilka jego dzieł: Pawilon Czterech Kopuł, pergola przy Hali Stulecia, prospekt organowy w Oratorium Marianum Uniwersytetu Wrocławskiego, gmach domu handlowo-biurowego przy ul. Ofiar Oświęcimskich we Wrocławiu, czy przejścia nad drogą do wrocławskiego ZOO.
Na Nowym targu było dzisiaj gwarno, wesoło i przede wszystkim smacznie. Na samym początku można było posmakować budynków modernistycznego modelu miasta, potem pod nóż poszły dzieła z wystawy, które co rusz z wnętrza pawilonu trafiały na stół i zaraz potem do żołądków zgromadzonych. Swoją drogą ciekawe, czy więcej było miłośników architektury, a może nawet samego Poelziga, czy też po prostu łasuchów? Po minach można było wnioskować tylko, że smakowanie miasta podobało się wszystkim.